Drodzy czytelnicy,
Dziś chciałam polecić Wam książkę dla zapalonych piłkarzy, dla chłopców, ale nie tylko.
Książka Adama Bahdaja - Do przerwy 0:1, to niesamowita obyczajówka, która opowiada historię chłopców z Warszawskiej Woli. Chłopców, którzy zakochani w piłce nożnej, postanawiają założyć własny klub piłkarski i rozgrywać mecze z innymi zespołami, spośród wielu osiedli powojennej Warszawy.
Chłopcy przeżywają niemałe rozterki związane z nadaniem nazwy klubu, zorganizowaniem nowej piłki, jednakowych strojów piłkarskich, rozgrywanych meczy podwórkowych. Wszystko to dzieje się w atmosferze przyjaźni ale niejednokrotnie i różnica zdań powoduje niesnaski i chłopięce bójki.
Historia chłopców PRLowskiej Polski jest niezwykle wciągająca, a jej zakończenie może budzić zaskoczenie ale i pewnego rodzaju grozę sytuacji w jakiej nagle znajdują się bohaterowie.
poznajcie: Maniusia "Paragona", Felka "Mandżaro", Bogusia "Perełkę" i innych bohaterów wspaniałej powieści, której druga część ukazała się pod tytułem Wakacje z Duchami.
Gorąco polecam przeczytać właśnie tę pozycję książkową, która dostępna jest w naszej bibliotece w nowym wydaniu. I to nieprawda, że zainteresuje ona tylko męską część czytelników. Doskonale czyta się ją również dziewczynom, które chętnie sięgają po książki młodzieżowe.
Po jej przeczytaniu z pewnością na długi czas w wasze codzienne słownictwo wkręci się jak dobrej jakości śrubka słówko "legalnie", które jest ulubionym słowem używanym przez Paragona. A także niektórzy z Was zaczną się zastanawiać jak mogła brzmieć najczęściej nucona przez wesołego chłopca melodia "Nicolo, Nicolo, Nicolino..."
Wasza Pani bibliotekarka,
Diana Banach :)
 |
Ilustracja w całości wykonana przez Diana Banach |
A na koniec wrzucam specjalnie dla Was fragment "Do przerwy 0:1"
- Panie Łopotek, panie Łopotek, niech nas pan ratuje! Za pięć minut mecz, a my nie mamy sędziego - zaczął Mandżaro błagalnym głosem.
Paragon odunał go delikatnie. Stanął naprzeciw montera, który ulokował się jako widz na pierwszym piętrze wypalonej kamienicy i z miną wielkiego znawcy przyglądał się kopiącym piłkę graczom.
- Panie mistrzu - zawołał z humorem - ratuj pan honor naszej drużyny! Siedemdziesiąt dwa bilety sprzedane, pełne trybuny, nastrój wielkiego spotkania międzynarodowego, a tu sędzie skrewił! Nie przyszedł, kalosz jeden! Nasz los w pańskich szanownych rękach.
Monter uśmiechnął się, potrząsnął swą bujną czupryną, zapalił papierosa.
- Nie, moi drodzy, nie dam się nabrać. Znowu weźmiecie się za czuby i co ja wtedy zrobię?
- To przecież poważne spotkanie - wtrącił mały Perełka.
Monter jeszcze raz potrząsnął głową.
- Znam ja was dobrze. Dwadzieścia lat mieszkam na Woli i jeszcze moje oczy nie widziały takiego meczu, który skończyłby się, jak Pan Bóg przykazał.
- Nie możemy zawieść płatnej publiki, kochany panie Łopotek. Jak ciotunię kocham, nie będzie żadnej draki - przekonywał Paragon, tłukąc się z całej siły w pierś. - Jak Paragon coś powie, to mur, panie mistrzu. Pan jest najlepszym sędzią, jakiego na Woli widziałem. Nie zrobi nam pan zawodu. Tu chodzi o wielką rzecz, o honor naszej drużyny.
Łopotek uśmiechnął się do Maniusia.
- Ej, ty to umiesz głowę zawracać - pogroził mu palcem.
- Za stan kasy jestem odpowiedzialny. Jak meczu nie będzie, to wszyscy do mnie przyjdą. "Dawaj pieniądze" - powiedzą. Takiej kompromitacji nie może być, panie mistrzu. My pana prezesem naszego klubu zrobimy, tylko niech pan bierze gwizdek i mecz zaczyna, bo kibice już się denerwują.
Istotnie, na trybunach zaimprowizowanych ze zwalisk gruzu odzywały się już pierwsze gwizdy i okrzyki.
- Zaczynać mecz! Za cośmy płacili! Zaczynać grę!
Łopotek, widząc zmartwione miny chłopców i napiętą sytuację na trybunach, uległ wreszcie. Zrzucił z siebie granatową odświętną marynarkę, rozwiązał i zdjął krawat, zarzucił na szyję sznurek od sędziowskiego gwizdka i trzy razy klasnął w dłonie.
- Zaczynamy! - zawołał do chłopców, którzy kopali piłkę pod swymi bramkami.
Komentarze
Prześlij komentarz